Odkrywanie Ameryki: Proste Pytania

45.00

Category:

Description

Boże Narodzenie 1999 roku. Rok 2000 za tydzień. Ostatnie święta tysiąclecia. Terroryści z lutownicami łączą przewody swoich bomb. Czarne Ośmioraczki z Texasu umazane darmowym tortem. Siedzę pod choinką obok kokard obwiązanych przeze mnie prezentów i zastanawiam się co tam też jest, kurwa, w środku. Kupiłem je sobie
sam miesiąc temu, żeby teraz o nich zapomnieć i cieszyć się, jakbym je widział pierwszy raz. Nie mogę się doczekać, żeby je otworzyć, choć ciągle, niestety, pamiętam, co jest gdzie. Nie zapraszam w tym dniu nikogo. Wigilię mam tu siermiężną. Taką, z jakiegoś niewiadomego powodu, czyniłem tu od początku. Jakby pierwsi pionierzy, czy coś. Kanadyjski świerk o jedynym takim zapachu na ziemi. Chleb razowy i czerwone wino. Łosoś smażony jak kiedyś karp w domu w Bydgoszczy. George Winston grający fortepianowy December.Lubię podejść do gałęzi choinki i przeciągać igły przez palce, kiedy żywica zostawia na dłoniach ślad, a igły w obronie wydzielają zapach lasów Ontario, który teraz wypełnia cały pokój.

Dwanaście lat w Ameryce. Całe moje dorosłe życie. Tu przeżyłem zdradę i rozstanie. Miłość i nienawiść. Tryumf i porażkę. Widziałem kaniony stworzone przez Boga i rzeki kierowane ręką człowieka. Widziałem śmierć natury i narodziny historii. Poczęcie miłości i obumieranie przyjaźni. Myślę, że gdzieś pomiędzy, dotknąłem tajemnicy stworzenia. Albo tak mi się teraz zdaje. Może było to w górach Sangre De Christo? Gdy Krew Chrystusa piła seledynowe niebo stepowej jesieni? A może wtedy, kiedy całowałem pokryte słonym piaskiem plaży usta Jessy na Santa Barbara Beach, a wiatr owijał jej długie włosy wokół moich ramion? Dlaczego Jessy jest piękna? – zapytałem wtedy siebie. Dlaczego piękne są jej usta i piersi? Dlaczego piękny jest ten zachód słońca i ten piasek złocący się tu dokoła nas? I wreszcie: czymże jest piękno? – brnąłem beznadziejnie dalej i prostota zadawanych pytań stawała się jak narkotyk, kiedy zachłystywałem się próżnością odpowiedzi. Nawet małe dziecko rozróżnia piękno, preferując w testach dziesięć razy na dziesięć twarz „ładną” niż „brzydką”. Dlaczego więc szukamy miejsca na ścianie dla obrazu, gdzie wyglądałby najlepiej? Dlaczego budujemy domy oparte na klasycznych proporcjach wyliczonych jeszcze przez starożytnych? Jaka zasada każe nam uznać, że ten krawat pasuje do tej koszuli, ten kolor do innego, ta nuta do innej? Dlaczego stoimy zapatrzeni w zachodzące słońce Colorado i co nakazuje nam zatrzymać wzrok nad jesiennym świtem, bądź stać, jak ja tutaj, pochylony nad pachnącym lasem utrwalonym
w pamiętających igłach mojej noworocznej choinki. Dlaczego nie mówimy, że dysonans jest konsonansem i dlaczego nie mówimy, że to co jest „brzydkie” jest „piękne”, i odwrotnie? I dlaczego Requiem Mozarta zapiera nam dusze w piersiach?